sobota, 8 lutego 2014

Mozolne początki.

Jak zacząć? Skąd wziąć motywację? Jakie ćwiczenia na początek? Obserwując fanpage Ewy Chodakowskiej mogę z całą pewnością stwierdzić, że są to najczęściej zadawane pytania. Według mnie złotej rady nie ma. Każdy z nas jest inny, działają na niego inne bodźce i zachęty. Jedni potrzebują, aby ktoś nad nimi stał z batem i pilnował każdego kęsa zakazanego Snickersa. Inni wolą dążyć do sukcesu sami.

Zdecydowanie należę do tej drugiej grupy (z tego powodu nie dla mnie są zajęcia grupowe, mimo że takowe próby podejmowałam). Wiem, że jeśli sama sobie czegoś nie postanowię, a nie będę miała na coś ochoty, to nawet obiecanki w postaci złotej góry nie zmuszą mnie do działania.

Nie było to w moim przypadku tak, że nagle któregoś dnia przeszłam obok lustra, złapałam się za głowę i już za chwilę wskoczyłam w dres, sportowe buty i postanowiłam, że chcę trenować do maratonu. Jestem leniem, co tu dużo mówić, zanim się do czegoś wezmę, najpierw muszę pomarudzić, ponarzekać i porobić milion nieistotnych rzeczy.

Może zacznę od tego, że cały okres szkolny, już od podstawówki do liceum byłam zawsze aktywna. Trenowałam głównie siatkówkę i pływanie, przez kilka lat tańczyłam, a oprócz tego okazyjnie brałam udział w zawodach piłki ręcznej, czy unihokeja. Sport nigdy nie był mi obcy, w gimnazjum chodziłam chyba na wszelkie możliwe zajęcia sportowe, tzw. SKS-y. Oprócz koszykówki, której nie znoszę. W liceum było już trochę gorzej, bo moja szkoła była na tyle mała (ok.80 uczniów), że ciężko było o skompletowanie drużyny. Myślę jednak, że opuszczone lekcje wf-u mogłabym policzyć na jednej ręce. Schody zaczęły się po skończeniu liceum. Zaraz po maturze wyjechałam na prawie 3 miesiące do pracy do Anglii. Była to praca stricte fizyczna - chodzenie, noszenie itp. przez 8, a czasem i więcej godzin. Do tego do pracy jeździłam rowerem. Trasa do pracy i z powrotem to było ok. 10 km, a dodatkowo w jedną stronę było prawie cały czas pod górkę. W efekcie po tych trzech miesiącach wróciłam do domu ważąc 55 kg, co przy mojej budowie sprawiło, że widać mi było żebra, a biust zmniejszył się o jedną miseczkę i wcale nie czułam się z tym dobrze. Na studia wyprowadziłam się ponad 200km od domu i musiałam sobie radzić sama, nie było już maminych obiadó. Wf na uczelni owszem, był, ale jedynie raz w tygodniu, w dodatku były to niezbyt ciekawe zajęcia aerobiku, przez co cały semestr żałowałam, że nie zapisałam się na siatkówkę. Do tego doszło nieregularne jedzenie, częste wypady na piwo, pizzę, kebaba. Po prostu najgorsze, co student może zrobić. Dwa miesiące po rozpoczęciu studiów znalazłam pracę w punkcie ksero i to był przysłowiowy gwóźdź do trumny. Oprócz ksero mieliśmy tam także sklepik, gdzie głównie można się było zaopatrzyć w słodycze, słone przekąski i gazowane napoje. Będąc w pracy niestety nie potrafiłam się oprzeć tym wołającym do mnie z półek wafelkom Prince Polo, batonikom Bounty, czy Bake Rollsom. W efekcie, w styczniu 2013 roku, czyli po półtorej  roku studiowania ważyłam 10 kg więcej. Było to najwięcej ile ważyłam w życiu. Przyznam, że właściwie tego nie zauważyłam. Fakt, że ubrania, które kupiłam podczas pobytu w Anglii były już na mnie za małe, a brzuch nie wyglądał dobrze w dopasowanych bluzkach, ale nie przeszkadzało mi to. Zrobiłam sobie wtedy zdjęcie, które dzisiaj służy mi do tego, aby porównać jak dużo udało mi się osiągnąć (planuję post o postępach).

Data jaką uznaję za swój początek to 29 stycznia. Zaczynałam jak wiele dziewczyn: Chodakowska i Mel B. Do tego chodziłam od czasu do czasu na basen, a przez jakiś czas biegałam. Z Chodakowskiej na początku robiłam tylko Skalpel, potem zaopatrzyłam się w dwie płyty z Shape'a z programem Total Fitness. Z programów Mel B robiłam rozgrzewkę, nogi, brzuch, pupę i rozciąganie. Po około dwóch miesiącach pierwszy raz zrobiłam program Turbo, który na długo był moim ulubieńcem i teraz wiem, że to właśnie dynamiczne treningi tego typu są moimi ulubionymi. Miałam też kilka podejść do Killera, ale nie polubiliśmy się, oj nie.
Plan treningowy z początkowych miesięcy. Zapisałam już 3 takie kartki :)
Jak widzicie na zdjęciu, starałam się być regularna i ćwiczyć minimum 3 razy w tygodniu, choć zdarzało się, że zrobiłam tylko dwa treningi, albo że nie ćwiczyłam cały tydzień. Najlepszym okresem były dla mnie wakacje. Miałam dużo czasu i chęci do ćwiczeń, nie ciągnęło mnie tak bardzo do słodyczy i ciężkich potraw. Wtedy też moje ciało (zwłaszcza brzuch) wyglądały najlepiej. Od września było troszkę gorzej, nastąpił u mnie spadek formy spowodowany rozpoczęciem roku akademickiego i nową pracą. Najgorzej było w grudniu i na początku stycznia, gdy bardzo dużo pracowałam (okres przedświąteczny w handlu, zgroza!) i w ekspresowym tempie musiałam napisać pierwszy rozdział swojej pracy licencjackiej. Teraz powoli wracam do stałego rytmu i regularnych treningów.

Kwestia diety jest dla mnie niestety sprawą dużo trudniejszą niż same ćwiczenia. Jeśli chodzi o zmiany w moim żywieniu, to postawiłam na regularność posiłków. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że codziennie jem 4-5 posiłków dziennie, w dość równych odstępach i porcjach. Fast food zdarza mi się może raz na kilka miesięcy, tak samo napoje gazowane. Jest jednak sporo innych aspektów, nad którymi muszę popracować, ale to chyba historia na osobny post.

Niedawno minął rok mojej aktywności. Jak oceniam ten czas? Na pewno czuję niedosyt, bo uważam, że w ciągu roku mogłam osiągnąć więcej, zwłaszcza w kwestii odżywiania (to jest naprawdę moja pięta Achillesowa). Z drugiej strony każda zmiana jest dobra, a jeśli chodzi o efekty, to w najbliższym czasie na pewno je opiszę, niestety jakiś czas temu zepsuł mi się komputer i dopiero za dwa tygodnie odzyskam dane, w tym zdjęcia przed, i w różnych miesiącach, a także plik, w których zapisywałam swoje wymiary. Mogę jedynie podać wagę, bo ważyłam się dwa tygodnie temu i wtedy było to 58kg, co na początku było moim celem (tak, wiem, że waga nie jest miarodajnym rezultatem), ale teraz wiem, że nieważne ile ważę, ale ważne jest dla mnie jak wygląda moje ciało i jak się czuję. A na pewno mam więcej energii, wstaję wcześniej i mam więcej czasu na wszystko (a studiuję dziennie i pracuję). Mieszczę się też w ulubioną sukienkę w kolibry, którą kupiłam ponad dwa lata temu w Anglii :)
Chciałabym jeszcze wspomnieć o wsparciu. Mój chłopak ilekroć mówiłam, że muszę zacząć ćwiczyć, z uporem maniaka powtarzał mi, że tego nie potrzebuję. Nie wspierał mnie może jakoś szczególnie, ale też nie przeszkadzał, ani się nie nabijał, a teraz wiem, że jest ze mnie dumny. Na początku jedna z moich najbliższych koleżanek też ćwiczyła i wzajemnie się motywowałyśmy, ona przestała po miesiącu lub dwóch, a ja walczę dalej. Jak wspominałam wcześniej, najlepszym dla mnie aktywatorem jestem ja sama, ale wiem, że dla wielu łatwiej jest iść na siłownię, gdzie są inne kobiety, albo biegać z koleżanką/mamą/chłopakiem. Dla mnie najważniejszy był moment, w którym zrozumiałam, że ja nie chcę tylko schudnąć, poćwiczyć 3-4 miesiące i koniec. Nie, chcę zmienić swój styl życia, tak by treningi były dla mnie codziennością, czynnością tak oczywistą jak mycie głowy. Nie myślę też o żadnej konkretnej diecie, chciałabym stopniowo wymieniać to, co niezdrowe, na to co zdrowe i smaczne :)

8 komentarzy:

  1. Cardio to taki trening wytrzymałościowy, ćwiczysz długo i zmieniasz ćwiczenia np, ćwiczysz 45 minut, raz biegniesz, potem idziesz, pózniej skaczesz. Masz czas na regenerację. Fajna sprawa, niezbyt męczące ćwiczenia, a za to jakie przyjemne. Co do Ciebie, cóż ja ważę 62 kilo i w sumie po mnie nie widać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, czym jest cardio, chodziło mi o to, że w Twoim treningu widziałam tylko ćwiczenia na rzeźbę i zastanawiałam się, czy robisz coś na spalanie :)

      Usuń
  2. życzę powodzenia w prowadzeniu bloga oraz w dążeniu do celu ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, blog ma być motywacją do dalszego poprawiania życia :)

      Usuń
  3. Mamy olej rafinowany i nierafinowany jedną z różnic jest to, ze pierwszy pozbawiony jest zapachu. Nie powoduje, że danie zmienia smak na iście kokosowy, ale zdarzyło mi się robiąc placki, że smakowały inaczej (były jeszcze lepsze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie kupowałaś olej? Jakieś sprawdzone sklepy?

      Usuń
  4. Z początkami bywa różnie, czasami motywacja jest niesamowita są efekty i nagle trach bywa i tak, że chcemy, ale trudno ruszyć. Trzymam kciuki, aby ten rok był owocniejszy i przyniósł jeszcze lepsze efekty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie z motywacją problemu aż takiego nie ma, gorzej jest z organizacją czasu i opanowaniem zmęczenia. Staram się nie stosować wymówki "nie mam czasu", ale czasami naprawdę go nie mam :(

      Usuń